niedziela, 12 lutego 2012

1- przyjaźń może być wieczna.

1.

„Przyjaźń może być wieczna”
By Przemek.
12.02.2012r

          - Kurewski śnieg- wymruczałem pod nosem otulając się bardziej ciepłym szalikiem. Szarpnąłem lekko czerwoną smyczą, która była przypięta do obróżki mojej suczki. Psina wąchała śnieg podkurczając jedną nóżkę z zimna.
Jak nigdy nie miałem nic do zimy, tak teraz miałem serdecznie dosyć tej jebanej Syberii. Zastanawiam się, czy ja jeszcze mam w ogóle swój nos…
Spojrzałem się na zegarek w komórce- jedenasta dziesięć.
„Dziesięć minut”, pomyślałem. Cóż za dokładność, Przemek.
Skierowałem się w stronę pobliskiego, szklanego przystanku i usiadłem na ławeczce strzepując z butów śnieg.
            To było dokładnie rok temu. Siedziałem na tej samej ławeczce, na tym samym przystanku, z tym samym psem i dokładnie o tej samej godzinie i minucie.
Pamiętam ten skrzypiący śnieg, jak czubek mojego nosa zamieniał się w bryłkę lodu przez co, co chwilę miałem chęć sprawdzić, czy aby jeszcze mam ten nos czy czasem nie odpadł (zupełnie jak teraz).  Przyroda zamarła na biało, samochody buntowały się przeciwko mrozom, zamykali szkoły a osiedlowe menele ocieplali się dwukrotnie większą ilością alkoholu niż to było w ich normie. Był mróz jakiego brakowało na Święta Bożego Narodzenia, ale to oczywiste, że Matka Natura widać już tak w chuj stara, że jej się pierdolą daty i pierwszego maja spada nam śnieg, kiedy my dygamy w cienkich bluzach za to w grudniu widzimy za oknem zasraną jesień. Ale któż by się przejmował tym, no nie? 
Jednak czytając mój nędzny monolog, pomyślicie sobie, czemu postanowiłem sobie, więc odmrozić tyłek?
To szczególna data, dwa dni przed dniem zakochanych. Dwunastego lutego dwutysięcznego jedenastego roku, sobota. Szczególna- dla mnie.
            Poznaliśmy się dokładnie dwudziestego siódmego roku dwutysięcznego dziesiątego… hmm nie, nie mogę dokładnie powiedzieć GDZIE. Miejsce te nie ma ani ulicy ani numeru, ma jednak adres, nawet prosty: WWW.nasza-klasa-pl.  Śmieszne?  Dla niektórych, którzy nie mają wyobraźni. Już ci się nie podoba to co czytasz? Po lewa masz drzwi, kochanie.  Szok? Super, lubię szokować ludzi.
Tak więc poznaliśmy się na znanym nam portalu internetowym NK, była moda na konta fikcyjne, za namową pewnej mi bliskiej osoby i Ja dałem się namówić na tę zabawę- jak to czternastoletni szczeniak.  Pomyślałem sobie- a co mi tam, poznam jakąś panienkę, pogadam sobie z nią, ruszę trochę wyobraźnią a potem złamię jakiejś serce usuwając nagle konto. Tak, byłem chujem jakich nie brakowało na świecie.  Po założeniu konta i pokazaniu się w świecie fikcyjnym, że jestem kolejnym chłopcem „do brania” szybko miałem zapełnioną skrzynkę odbiorczą nowymi zaproszeniami i  wiele ofert na profilu w komentarzach. Siedząc na środku swojego wygodnego łóżka i odpoczywając po imprezie urodzinowej przyjaciółki sięgnąłem po laptopa, wykorzystałem wolny czas i wybrałem najciekawsze historie fikcyjne dziewczyn. Nigdy bym nie pomyślał, że wśród nich będzie też i moje szczęście, w którym się zakocham.
Praktycznie każda fikcja zaczynała się tak samo: wylanie napoju na koszulkę, nowa postać w szkole, impreza lub jakaś akcja gwałtu, kradzieży torebki czy innej dupereli przez co później było „ oh mój bohaterze!”. Nie minęło wiele godzin jak uświadomiłem sobie, że za wiele ciekawych dziewczyn to tam nie ma, każda po prostu chce swojego bohatera, słodkiego chłopczyka i tyle a ich formy wypowiedzi są zwyczajnie szablonowe. Nie dało się bawić w ten sposób, odłożyłem ponownie laptopa i zająłem się swoim życiem, które było dosyć… urodzajne, jeśli można by tak rzec- ale o tym później.
Wróciłem następnego dnia z nadzieją „a nóż coś ciekawszego będzie?”. I było.
Spojrzałem się na opowiadanie od pewnej dziewczyny, która jak zapamiętałem dzień wcześniej oferowała ciekawą konferencję. W swoim komentarzu nie było żadnej historii o wylaniu napoju na mnie, wręcz przeciwnie… fikcja była smutna. Jej postać pochłonięta była przez ciemność zimnego parku, siedziała na ławce a jej policzki były pokryte łzawymi strużkami. Pamiętam, że zaintrygowało mnie to „jak to, żadnego sweetaśnego opowiadania?”. Odpisałem natychmiastowo, w ten oto sposób nawiązaliśmy pierwszą nić znajomości, niedługo później przedstawiłem się, że tak naprawdę to mam na imię Przemek. Minutę później dostałem odpowiedzieć. „Ewa”, wymruczałem pod nosem. „Ewa, Ewa…”, powtarzałem krótko. „Ewa, która interesuje się psychologią i ma szesnaście lat”, później było „Ewa, która chciałaby mój numer gg” a kolejne dni później „która chciałaby mój numer komórkowy”. Jej osoba co raz bardziej mnie intrygowała, pochłaniało mnie poznawanie jej co raz bardziej, to się stawało niemalże moją pasją. Dziewczyna sprawiała wrażenie jakby jej dusza była dwa razy większa od niej całej, była mądra i miła. Nie udawała słodkiej idiotki, nie chichotała marnym „hahaha!” na byle rzucony mój tekst. W końcu nasza znajomość stała się takim nałogiem, że pisałem z nią jedząc, idąc do szkoły, ucząc się czy nawet jak zasypiałem już w łóżku. Mało tego, to było odwzajemnione! To zainteresowanie i pasja.
Myślicie sobie, eee tam, nuda.
Mylicie się.
Ta znajomość to prawdziwy warkocz pleciony uśmiechem i łzami, wieloma niemalże codziennymi przygodami, które większość z nas mogłaby uznać za niemożliwe podczas gdy naszą dwójkę dzieliło ponad dwieście kilometrów.  Czytając dalej można się przekonać, ile może znaczyć przyjaźń na odległość. Każdy twierdzi, że to nic dobrego… ale co tak naprawdę jest złego w tym przy ostrożności? Czy to coś odpychającego, złego, brzydkiego….? Ta miłość potrafi być bardziej wartościowa od tych przyjaźni bliższych, szkolnych.
            Z Ewą zaprzyjaźniliśmy się niemalże błyskawicznie. Mieliśmy wiele wspólnych poglądów, ulubionych smaków i tym podobne. Różniło nas tylko jedno: świat. Pozycja na nim.
Dodatkowo miałem swoje Trzy Złote Reguły: nigdy nie rozmawiam przez komórkę z dziewczyną z „fikcji”, nigdy jej nie pokażę swojej prawdziwej twarzy i nigdy się z nią nie spotkam na żywo.
Głupcem jednak byłem myśląc, ze przy takiej Ewie utrzymają się one długo- po dwóch latach dwie zostały przekreślone, ostatnia została marzeniem do zrealizowania. Pomyśleć jak to może się wszystko pozmieniać, prawda?
            Tak czy inaczej, z każdym rozdziałem pragnę pokazać głębię tej przyjaźni. Góry i rzeki, słońce i deszcze, radość i smutki.
A co się w końcu wydarzyło tego dwunastego lutego?
Hah, została złamana pierwsza Złota Zasada Przemka!


By Ewa.
Retrospekcja.
12.02.2011r.

Tamten dzień pamiętam jakby miał miejsce wczoraj. Zaczęłam rozmawiać z „siostrą”, moim chochlikiem przez komunikator GG. Napisała, że ma dla mnie niespodziankę. Ja oczywiście niecierpliwa nie chciałam czekać, aż się przyzna co to jest chwyciłam za komórkę i od razu do niej zadzwoniłam. Kiedy odebrała zaczęłyśmy się śmiać. Była to fajna chwila, ponieważ moja twarz zaczęła przybierać delikatnych rumieńców, rytm serca stawał się coraz bardziej przyspieszony. W końcu to z siebie wydusiła:
– Nie mów nikomu, a w szczególności Przemkowi, ale on ma zamiar do Ciebie zadzwonić w walentynki.
Moja mina wtedy była bezcenna. Gdy dotarły do mnie słowa siostry natychmiast upadłam na łóżko, które akurat stało za mną. Przez chwilę była długa cisza, ona się śmiała, a przez moje gardło nie potrafiło przejść ani jedno słowo.
– Żartujesz?! - Wykrzyczałam do komórki zadowolona z tego co powiedziała.
 – Nie, nie żartuję. Przemek chciałby do Ciebie zadzwonić, ale chyba się jeszcze nad tym waha. Widzę to po jego oczach, że się boi. Chyba musisz mu dać trochę czasu by się oswoił z tą myślą, wiesz przecież, jak szybko potrafi się wycofać ze swojej decyzji. Nie możemy na niego naciskać, tym bardziej ty rozmawiając z nim…
Przyłożyłam dłonie do ust.
 – Tak, wiem, że nie możemy. Później by tylko się wycofał, a moje marzenie od dziewięciu miesięcy nigdy pewnie by się nie spełniło. Dziękuję siostra. – wyszeptałam po czym się rozłączyłam i udałam do drugiego pokoju, gdzie odrabiałam lekcję.
Wciąż do mnie nie docierało to wszystko co miało się wydarzyć na dniach. Byłam wtedy cała podekscytowana, szczęśliwa.
Po upływie paru godzin wzięłam w końcu ciepły prysznic i udałam się do ciepłego łóżka. Byłam zmęczona tamtym dniem.  W momencie, gdy się położyłam chwyciłam za komórkę by napisać do niego jakieś miłe słowa na dobranoc. Nie zdążyłam nawet wystukać na klawiaturze jednego zdania, jak poczułam wibrację od telefonu  a po chwili jego numer na wyświetlaczu. Zagryzając swoją dolną wargę uśmiechnęłam się, że czyta w moich myślach. Natychmiast odpisałam na jego pytanie, czy już idę spać i jak bardzo jestem zmęczona. Oczywiście po chwili nasza rozmowa zaczęła się rozwijać bardziej.  Przecież jakby to inaczej miało być? Panna Ewa z Panem Przemkiem nie przeprowadzili by nocnej rozmowy po przez pisanie sms’ów? To było by nietypowe w naszych relacjach! Niedługo po tym, jak rozmowa się rozkręcała zapytał się mnie czy chciałabym go usłyszeć za kilka dni. Ja pomimo, że wiedziałam o co chodzi nie przyznawałam się do tego. Udawałam reakcję taką jakby to on był pierwszą osobą o tym mnie informującą.
„ Naprawdę chcesz zadzwonić?!”
Odpisałam natychmiastowo , jednocześnie przygryzając przy tym swoją dolną wargę, jak to miałam w zwyczaju. Moja twarz wyrażała z pewnością różne emocje. Radość, łzy, szczęście oraz strach. Tak, właśnie strach. Po raz pierwszy bałam się rozmowy przez telefon. A co jeśli nie spodoba mu się mój okropny głos, a jeżeli mnie usłyszy i się szybko rozłączy? Zaczęłam zadawać sobie tego typu pytania. Nie pasowało mi to, nie byłam przecież nigdy, aż tak zestresowana. Minęło kilkanaście minut, jak dostałam kolejną odpowiedź od chłopaka. Uśmiech stawał się z każdą chwilą coraz szerszy.
 Uzgodniliśmy jeszcze tylko parę szczegółów, aż w końcu każde z nas poszło spać. Nasze sny były akurat spokojne. Nie mieliśmy żadnych koszmarów, aczkolwiek ciężko nam było zasnąć ze świadomością, iż następnego dnia, za kilka godzin wiele się w naszym życiu zmieni.
W końcu nastał błogi sen. Zasnęłam spokojnie śniąc o nim. Czasem się budziłam w nocy, ale to nie było nic poważnego, lecz chwilowe sprawdzanie, która w końcu jest godzina. Zapamiętałam tylko, że ostatni raz się przebudziłam o 11 w południe. Pamiętam, jak szepnęłam sobie w myślach, jeszcze chwila, poleż sobie, niedługo go usłyszysz.
Powróciłam do pozycji leżącej, przymknęłam swoje powieki i zamyślona próbowałam leżeć spokojnie. Nagle poczułam wibracje od komórki.
„Co się dzieje?!”
Krzyknęłam w myślach sparaliżowana, ale chwilę potem dostrzegłam jego numer widniejący na wyświetlaczu. Dzwonił. Niepewnie chwyciłam komórkę w dłoń i odebrałam.
– Poczekaj chwilę! - Krzyknęłam do komórki z ogromnym uśmiechem ,po czym natychmiast wyskoczyłam z łóżka, aby sprawdzić czy nie ma nikogo obok w pokoju by nie była podsłuchiwana nasza rozmowa. Czułam, że Przemek był zdekoncentrowany, nie wiedział co się ze mną dzieję. Ja zaś szybko powróciłam do łóżka i nakrywając twarz kołdrą zaczęłam się śmiać i spokojnie z nim rozmawiać.
- A o której to się dzwoni, co? - Zaczęłam pewna siebie, uważając by nie speszyć chłopaka do siebie. 

Usłyszałam jego męski baryton, może to nie był głos, który wyobrażałam sobie przez ostatni rok znajomości, ale nie był najgorszy. Jak na czternastoletniego chłopaka, był to pełen wdzięku i przepełnionej kolorystyki głos. Moje ciało przechodziły lekkie ciarki, tempo bijącego serca stawało się coraz to bardziej szybsze i nieregularne. Czekałam z odpowiedzią na zadane przeze mnie wcześniej pytanie.
– Za wcześnie  zadzwoniłem..? - Zapytał niespokojnym głosem, w którym można było wyczuć strach i chęć wycofania się.
Był rakiem, a jak każdy rak, to uwielbiał się wycofywać, gdy dostał jakiś atak na siebie. Nie chciałam, aby moje pytanie właśnie w ten sposób wyglądało. Cieszyłam się, że w końcu mogłam go usłyszeć. Czekanie na ten dzień przez dziewięć miesięcy zrobiło swoje. Uśmiechnęłam się głośno do telefonu słysząc jego pytanie, po czym natychmiast zaprzeczyłam:
– Nie, nie. Oczywiście, że nie przeszkadzasz. Cieszę się z tego, iż nastał dzień podczas, którego mamy możliwość wymienienia ze sobą kilka normalnych słów – speszona wymruczałam do komórki jednak z nadzieją w głosie by nie okazało się to zaledwie pięć minut- a więc… Ile masz czasu na rozmowę?- dodałam. 
Chłopak zaśmiał się gardłowo do słuchawki, a moją twarz zaczęły oblewać delikatne rumieńce.
– Nie bój się, mamy więcej niż tylko pięć minut- oznajmił pogodnie a ja zaczęłam się peszyć.  Cała ta sytuacja była dla mnie czymś nowym, tak samo jak i dla niego. Oboje byliśmy zdenerwowani tą pierwszą rozmową. Nie trwała ona długo, ale jednak czas spędzony z nim był czymś dla mnie niezwykłym. Poczułam nowe doświadczenie w życiu. Chociaż po dwudziestu minutach musieliśmy przerwać i się rozłączyć z powodu braku dalszych minut, cieszyłam się tą chwilą, jaką mogłam spędzić z nim. Rozmawialiśmy o wszystkim, byle tylko móc napawać się naszymi głosami, próbowaliśmy przełamać bariery skrępowania. Przez ostatni rok znajomości miałam tylko pisania z nim sms’ów  lub rozmowy przez komórkę z jego siostrą- naszym kochanym Chochlikiem, wiecznie skocznym, szalonym i żywym stworzeniem. Kochałam Ją z całego serca, nasze pogawędki zawsze optymistycznie nastawiały nas do następnych dni. 
Przemek wspominał o zimnie panujących w jego Warszawie, o „marnych planach walentynkowych” i wygłupach jego z przyjaciółmi- Mańkiem, Jankiem i innymi, ja za to leżąc na brzuchu na łóżku, opowiadałam mu o mojej reakcji, gdy się dowiedziałam, że chce zadzwonić do mnie.
Jednak co było najpiękniejsze w całej rozmowie? Słowa. Dwa słowa, dziewięć liter.
                Żegnaliśmy się, chociaż żadne z nas nie chciało nacisnąć tego czerwonego przycisku kończącego połączenia. Czuliśmy niemalże namacalną kolejną nić łączącą nas. Co chwilę pomiędzy „no cześć”, „no dobra, to papa” padały jeszcze jakieś teksty „aaa! I wiesz co…? Zapomniałem ci powiedzieć…”. W końcu spojrzałam się na zegarek:
- Przemek, za minutę kończą nam się darmowe rozmowy- powiedziałam żwawo. Nie chciałam pokazywać jak bardzo byłam zasmucona tym faktem, polubiłam  słuchać go.
- Dobrze, już dobrze- usłyszałam westchnięcie w słuchawce a potem pociągnięcie nosem z zimna- Mogę jeszcze tylko coś powiedzieć…?- spytał z cichą nadzieją.
- Słucham.
- Kocham Cię, Ewa.
Przełknęłam głośno ślinę, poczułam jak łzy stanęły mi w oczach. Moje głupie serce znów zaczęło się telepać gdzieś tam w piersi, chociaż tak myślę… że czułam je na każdym centymetrze ciała. Moje policzki zaczęły jeszcze bardziej piec.  Powiedział. Powiedział to. Nie tylko złamał swoją zasadę dla mnie, ale jeszcze i wymówił właśnie TE słowa, które dotychczas tylko mi pisał.
Myślałam, że już nigdy nie przeżyję takiej chwili- tych emocji jak wtedy, gdy po raz pierwszy mi to NAPISAŁ. A jednak….
                Wzięłam głębszy oddech.
- Kocham Cię, Przemek- szepnęłam cicho- Idź już, do następnego razu.
Nie chcąc przedłużać i narażać nas na koszty pospiesznie wyłączyłam się kładąc komórkę obok siebie na poduszce.
A wtedy to z mojej piersi wydobył się chichot. Chichot szczęścia.
Boże, byłam taka szczęśliwa! 

by Eve & Przemek.
dopisek od autorów: Przepraszamy za poplątane. Jeżeli zachowacie cierpliwość, obiecujemy od nowego rozdziału wszystko już po kolei i od początku. Staramy się, dajcie szanse xd :)



0.





Chcielibyśmy serdecznie was zaprosić kochani i kochane na historię pełną łez i radości. 
Naszą historię.
Nie mamy zdolności do pisania- jesteśmy umysłami ścisłymi, więc proszę nam wybaczyć ;p
Dotychczas dwuletnia znajomość jest BARDZO poplątana i jesteśmy pewni, że pierwszy rozdział będzie niezrozumiały... ale mamy zamiar, że pojmiecie to co pragniemy wam pokazać- jak może być głęboka przyjaźń i miłość, nawet na odległość. 
Rozdziały będą dodawane nieregularnie, wszystko będzie promowane na moblo. 
Mamy cichą nadzieję, iż was nie zanudzimy i, że każdy z was coś odnajdzie w tym opowiadaniu dla siebie. 
Będą łzy, będzie radość, śmiech, kłótnie, krew i masę przygód!
Zapraszamy! ;- )
-Ewa [niedoogarnieciaa] i Przemek [moje_kurwa_loczkixd].

- pomysłowość: Aleks i Patrycja.
- grafika: Chochlikowa.


GDYBY KTOŚ CHCIAŁ CZYTAĆ W PDF PROSZĘ PISAĆ NA MOBLO! :)

E&P.wmv